czwartek, 5 września 2013

Ukośnik - pierwszy!

W końcu! I jak już go skończyłam, to tak naprawdę nie wiem, czemu zajęło mi to tyle czasu? 

Prób było wiele, każda z nich kończyła się po jakichś 15-20 rzędach, bo ukośnik wyglądał jak żałośnie rozciągnięta skarpetka z aplikacją koralikową. Próbowałam różnych rozmiarów szydełka, grubości nici, koralików od piętnastek (szaleństwo) do ósemek, przeglądałam różne tutoriale, żeby zobaczyć, co robię nie tak . Teoretycznie wydawał mi się ukośnik nieskomplikowany, a w praktyce.... masakra. Aż postanowiłam sobie, że jaki ten ukośnik będzie taki będzie, ale go skończę i najwyżej będzie sobie dowodem na to że za ukośnika już nigdy się brać nie powinnam. wiecie, taki przypominacz, gdyby mnie jeszcze kiedyś podkusiło :) No i zacisnęłam zęby, i powtarzając sobie, że to absolutnie ostatni i nigdy więcej, i dziergałam. I wyobraźcie sobie, że jakimś cudem po 3 cm zaczął on sobie wyglądać całkiem nieźle! Nawet zacząłam sobie myśleć, że następny jednak też powstanie i to nawet ładniejszy (ten miał kształt zdecydowanie trapezowaty). Niestety okazało się, ze ten "następny" to musi być już, bo chyba nie udałoby mi sie tych 3 okropnych cm wykończyć. Sprułam i zaczęłam od nowa i tym razem zaczął wyglądać po ludzku już po 2 rzędach :D 

A oto on, nieskomplikowany, bo w paski i nie aż taki grubaśny, bo tylko 12 koralików w rzędzie ale jest :)))

Aha, i przy okazji okazało się, że nie mam odpowiednio grubych końcówek, więc musiałam wydziergać. Zamieniać na metalowe czy nie? Jeszcze nie wiem, na razie nie mogę się na niego napatrzeć :) 

My first single stich bead crochet rope. It took me ages, as what seemed easy in theory proved rather hard, but here it is! Ended with peyote beaded cap - I'm still pondering whether to replace them with metal ones...







wtorek, 20 sierpnia 2013

Jestem z powrotem :)

a przynajmniej mam taką nadzieję (nowiuśka maszyna działa, ale jeden klawisz mi skrzeczy, więc muszę zareklamować - mam nadzieję, że nie zabiorą mi maszyny do naprawy!). Chciałam w każdym razie powiedzieć, że życie bez komputera/internetu niemożliwe nie jest, ale... co to za życie? Szukanie numerów telefonu (nie wiem jak Wy, ale ja książki telefoniczne regularnie oddaję na makulaturę), rezerwacja biletów, dokonywanie przelewów - ile bez komputera czasu się na to traci! Szybko się człowiek do dobrego przyzwyczaja... I pomyśleć, że kiedy pisałam pracę mgr to komputer służył mi jako maszyna do pisania, internet dopiero raczkował, a my zastanawialiśmy się jak to robiono w czasach "przed ksero"...  ;-)
Ponieważ czas bez komputera w dużej mierze zazębił się z wakacjami, to wiele niestety nie powstało. Oddawałam się innym przyjemnościom wakacyjno-letnim :) A więc dzisiaj tylko sutaszowy prezent urodzinowy dla mojej koleżanki. Nie za bardzo wakacyjny jeśli chodzi o kolorystykę, ale takie było życzenie - miał byś CZARNY. Forma sutaszowa podstawowa :) ale za to, myślę, elegancka:







Chciałabym też Wam Dziewczyny podziękować za odwiedziny pomimo mojej nieobecności na Waszych blogach (lub pomimo lakonicznych jeno komentarzy :)). Dziękuję też za Wasze komentarze pod poprzednimi postami, przykro mi że nie mogłam się zabrać, by na nie odpowiedzieć! Obiecuję poprawę i pozdrawiam Was ciepło!

 

czwartek, 25 lipca 2013

Wakacyjnie

No i w końcu jestem na wakacjach, czyli w domu :) Poczyniłam zakupy koralikowe, odwiedziłam księgarnie, pogoda boska, i w końcu dorwałam się do komputera :) Wy, jak widzę, nie próżnujecie, a ja mogę pokazać Wam dwie opaski, które zrobiłam przed wyjazdem dla dwóch bardzo młodych i ślicznych dziewczyn. Kolejna bitwa z sutaszem, której wynik oceniam pozytywnie :)

A w sobotę nad jezioro :)))

Holidays I last - which means I am HOME, in Poland. I did some beady shopping, bought some books, I am enjoying the weather and can finally use computer! Today I am showing you two headbands I made before the holidays for two very young and beautiful young ladies. Another soutache battle whose outcome I find satisfactory :)

On Saturday I'm leaving for the lakes :)  



 



czwartek, 11 lipca 2013

Nimue

Lato - wiadomo, słońce, morze, kolory... Dla mnie jednak lato to jezioro i las. A najbardziej lubię i tęsknię za świtem nad jeziorem. Kiedy nad łąkami unosi się delikatna mgiełka, ciszę przerywa tylko z oddali jakis wioskowy Burek, tafla jeziora jest spokojna i przeglądają się w niej drzewa... I te niesamowite kolory - wszystkie odcienie zieleni i szmaragdu... Mam nadzieję, że udało mi się to trochę oddać w moim naszyjniku, który zgłaszam do Kufra na wyzwania Lato - w centrum ceramiczny kaboszon, dookoła oczywiście Toho, zawieszony na sznurze twisted herringbone:





 
I jeszcze ogłoszenie parafialne :) Mój komputer umarł :( Nie zapowiada się na nowy przed końcem wakacji :( Dostęp do neta mam tylko przez ipoda - więc postowanie jest niemożliwe, a komentowanie utrudnione. Więc wybaczcie mi Dziewczyny, jeśli moje komentarze będą w najbliższym czasie mało treściwe, nieortograficzne lub w ogóle nieobecne... Zaglądam i oglądam i podziwiam cały czas! 

Teraz odmeldowuję się wakacyjnie :) Mam nadzieję, że macie dużo słońca!!!

środa, 3 lipca 2013

Lapisy

Nie jest ostatnio łatwo. Komputer mi powoli umiera  (zdjęcia sciągają się stulecia, podczas komentowania sie zwiesza i podobno jest to stan nie do wyleczenia), a mój katar sienny postanowił połączyć swe siły z przeziębieniem. Ponadto ostatnie przed wakacjami tygodnie szkoły angielskiej (koniec roku 20-go lipca dopiero :) obfitują w wydarzenia sportowo-kulturalne, więc pozyskuję sprawność taksówkarza. W tych warunkach szycie jest nieco utrudnione. Na szczęście nie niemożliwe, ale popełniłam tylko kolejne maleństwa-prezenciki. Dwie brosie z lapis lazuli. Obie z użyciem różnych rozmiarów Metallic Cosmos, pierwsza ze szklanymi perełkam i ze szczyptą Metallic Iris Brown, a druga z dodatkiem kosteczek Higher Metallic Dragonfly, i odrobiną Nickel na wykończeniu.  

Life's not been easy recently. My computer is slow and slowly dying (apparently incurable condition) and my hayfever joined its forces with a common cold. Moreover, the last weeks of school are filled with sports and cultural events, so I am working as a taxi driver :) It is all making beading difficult, but, luckily, not impossible. I managed to make only two small gift brooches with lapis lazuli . Here they are: