W końcu! I jak już go skończyłam, to tak naprawdę nie wiem, czemu zajęło mi to tyle czasu?
Prób było wiele, każda z nich kończyła się po jakichś 15-20 rzędach, bo ukośnik wyglądał jak żałośnie rozciągnięta skarpetka z aplikacją koralikową. Próbowałam różnych rozmiarów szydełka, grubości nici, koralików od piętnastek (szaleństwo) do ósemek, przeglądałam różne tutoriale, żeby zobaczyć, co robię nie tak . Teoretycznie wydawał mi się ukośnik nieskomplikowany, a w praktyce.... masakra. Aż postanowiłam sobie, że jaki ten ukośnik będzie taki będzie, ale go skończę i najwyżej będzie sobie dowodem na to że za ukośnika już nigdy się brać nie powinnam. wiecie, taki przypominacz, gdyby mnie jeszcze kiedyś podkusiło :) No i zacisnęłam zęby, i powtarzając sobie, że to absolutnie ostatni i nigdy więcej, i dziergałam. I wyobraźcie sobie, że jakimś cudem po 3 cm zaczął on sobie wyglądać całkiem nieźle! Nawet zacząłam sobie myśleć, że następny jednak też powstanie i to nawet ładniejszy (ten miał kształt zdecydowanie trapezowaty). Niestety okazało się, ze ten "następny" to musi być już, bo chyba nie udałoby mi sie tych 3 okropnych cm wykończyć. Sprułam i zaczęłam od nowa i tym razem zaczął wyglądać po ludzku już po 2 rzędach :D
A oto on, nieskomplikowany, bo w paski i nie aż taki grubaśny, bo tylko 12 koralików w rzędzie ale jest :)))
Aha, i przy okazji okazało się, że nie mam odpowiednio grubych końcówek, więc musiałam wydziergać. Zamieniać na metalowe czy nie? Jeszcze nie wiem, na razie nie mogę się na niego napatrzeć :)
My first single stich bead crochet rope. It took me ages, as what seemed easy in theory proved rather hard, but here it is! Ended with peyote beaded cap - I'm still pondering whether to replace them with metal ones...