Skoro jeden
obrazek tak się spodobał, musiałam pójść za ciosem. Ileż można zresztą tej
biżuterii haftować? (żartuję oczywiście). Najpierw na obrazek przerobiłam mój
Amsterdam. Właściwie to moja mama podrzuciła mi pomysł malowania koralikiem
mówiąc, że holenderską bransoletkę powinnam oprawić w ramkę J W rezultacie więc została takim obrazkiem
tego roku obdarowana.
Pierwsza wersja z
powodu ciemnego podkładu nie sprawdziła się w formie obrazka (niebo zlewało się
z resztą krajobrazu), a że szkoda mi było pruć, zwłaszcza, że przy zmieniającym
się świetle efekt zlewania się nie występuje, została więc brochą:
Żeby raz na
zawsze (a przynajmniej na jakiś czas) skończyć ten wariacje na temat
holenderskiej architektury popełniłam raz jeszcze bransoletkę z rowerami. Tamta
opuściła mnie zdecydowanie za szybko i nie zdążyłam się jej widokiem nacieszyć J Nie jest identyczna, choć na pierwszy
rzut oka tego nie widać J
I to tyle! Na
jakiś czas porzucam Holandię. Mam do pokazania jeszcze trochę wakacyjnych i
przedwakacyjnych zaległości. I muszę Wam powiedzieć, że po tym pięknym i
gorącym lecie z radością przywitam jesień i długie wieczory z koralikami i
książką!
Pozdrawiam!
Jejku, jakie cuda - ale bransoletka zdecydowanie bezkonkurencyjna :) Nie dziwię się wcale, że zrobiłaś kolejną, ale coś mi się wydaje, że też się nią długo nie nacieszysz :)))
OdpowiedzUsuńNiesamowicie ciekawe prace i takie dopieszczone. Super.
OdpowiedzUsuńAguś, Twoja Holandia jest bezkonkurencyjna i zachwycająca :). Bez względu na to, czy ma formę bransoletki, broszki czy obrazka, po prostu nie pozwala od siebie oczu oderwać :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne! Uwielbiam twoje 'obrazy' z koralików...
OdpowiedzUsuń