Powiem Wam, że
jeszcze do niedawna zazdrościłam wszystkim, którzy potrafili tworzyć szybciej
niż pisać posty. U mnie wszystko szło powoli i kiedy już skończyłam biżutka od
razu trafiał na łamy internetu. Jak nie udało mi się skończyć, to nie miałam
Wam nic do pokazania. Zazdrościłam tym z Was drogie Koleżanki, które pisały
posty na zapas albo mówiły „Porządkując zdjęcia trafiłam na naszyjnik którego
jakimś cudem jeszcze Wam nie pokazałam” Ale wiecie co? Nie wiem jak, ale udało mi się! Mam kilka
prac, których na blogu jeszcze nie było i nawet takie, co do których byłam
pewna, że pokazane były! Na przykład ten hematytowy wisior, który był na FB i
na Instagramie, ale Rudziaszkowo ominął szerokim łukiem.
Hematytowy wisior
powstał na konkurs Skarbów Natury parę miesięcy temu. Za wiele tam nie wskórał,
ale za to bardzo szybko powędrował w świat (może dlatego o nim zapomniałam).
Długo nie wiedziałam co z tymi hematytami zrobić, bo mam wrazenie, że te kamyki nie lubią grać pierwszych
skrzypiec, a tu z założenia miały grać rolę główną. A jak już wymyśliłam, to żałuję, że nie kupiłam ich więcej :)
Mój syn
powiedział, że to jakby steroida uderzyła w budynek J Znaczy wisior katastroficzny!
Bardzo dziękuję za miłe słowa pod poprzednim postem, Bransoletka postanowiła wrócić "do domu" i już jest w Holandii :)
Pozdrawiam!
Bardzo oryginalny wisior, świetna forma :) Zawsze podobały mi się takie "nieoczywiste" twory i on właśnie taki jest :)
OdpowiedzUsuńOj tam, od razu katastroficzny ;). Raczej kosmiczny! I z pewnością nieziemsko śliczny :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje oryginalne pomysły na formę, ta jest świetna i wcale nie katastroficzna ;)
OdpowiedzUsuńJest przepiękny :) Jak widać hematyty potrafią być pierwszoplanowe ;)
OdpowiedzUsuńŚwietna forma, lubię takie formy w biżuterii, bardzo oryginalny naszyjnik:)
OdpowiedzUsuń